niedziela, 10 lutego 2013

Isakowitz cz. 2 - Danny Wattin



    Poprzez Panią Annę Przybyszewską-Drozd (Dział Genealogii Żydowskiego Instytutu Historycznego im.Emanuela Ringelbluma w Warszawie),  skontaktował się ze mną prawnuk Hermanna Isakowitza - Danny Wattin.

Ze wszystkimi informacjami, które opisał mi Danny Wattin w @ niestety nie mogę się podzielić z Wami na swoim blogu. Jest wiele ciekawych wątków, które chciałbym opisać lecz są objęte tajemnicą - top sekret :-)

Danny między innymi pisał o losach swojego dziadka Erwina Wattin (Isakowitz), który uciekł z nazistowskich Niemiec do Danii, po czym w 60-tych latach przesiedlił się do Szwecji.  Erwin chcąc zataić swoją tożsamość postanowił zmienić nazwisko z Isakowitz na Wattin. Erwin zmarł około 20-tu lat temu. Georg  Isakowitz  (Brat Erwina) 1,5 roku temu spotkał się po raz pierwszy z rodziną Danny`ego w Szwecji.  



    W lipcu 2012 roku doszło między nami do spotkania. Danny Wattin bardzo chciał zobaczyć na żywo miejsce z którego pochodzili jego przodkowie. Przyjechał ze swoim ojcem oraz synkiem. Naturalnie ugościłem ich we własnym domu, pokazałem swój dorobek kolekcjonerski. Największe wrażanie na gościach zrobiły pamiątki z mojej kolekcji dotyczące rodziny Isakowitz (wieszaki, oryginalne reklamy prasowe oraz różne bibeloty sygnowane tym nazwiskiem).

    Gości oprowadziłem po Naszym mieście oraz pokazałem dokładne miejsce, na którym znajdowały się dwie kamienice ich przodka. Odwiedziliśmy też dawne synagogi oraz miejsce nieistniejącego już cmentarza żydowskiego, na którym została pochowana Danny`ego prababcia - Dorotea Isakowitz.


 
    Zapraszam na krótką fotorelację


Z wizytą w moim domu

                                  źródło: zbiory prywatne




Zdjęcie przy zrewitalizowanym północnym

kwartale Rynku Starego Miasta

Dokładnie w tym miejscu znajdowały się

trzy kamienice H. Isakowitza

Tuż przy witrynie stoi Danny z synem


źródło: zbiory prywatne



Danny z tatą tuż przy  dawnym 

sklepie Konfektionhaus Herz


                         źródło: zbiory prywatne




Dostrzegacie pewne podobieństwo?

                                źródło: film Michaela Majerskiego pt."Isakowitz"




Danny Wattin z tatą i synkiem

                                źródło: Danny Wattin




Chwila refleksji i zadumy
Dawny Rynek

                                                 źródło: Danny Wattin



Na pożegnanie podarowałem Dannemu oryginalny wieszak. Nie ukrywam, że jeden z moich najrzadszych jeżeli chodzi o Konfektionhaus Herz Hermanna Isakowitza.

                                źródło: Danny Wattin





Prawnuk Hermanna Isakowitza - Danny Wattin w Szwecji jest znanym pisarzem.



P.S. Serdeczne pozdrowienia dla Danny`ego i całej jego rodziny oraz Pani Ani Przybyszewskiej- dzięki której doszło do tego spotkania :-)


c.d.n.




czwartek, 7 lutego 2013

Roczek



    Jak ten czas szybko leci. Pamiętam jakby to było wczoraj gdy pisałem pierwszy wpis na swoim blogu Flaszka. Dokładnie wczoraj minął rok od rozpoczęcia Naszej podróży w czasie do Marienwerder. Myślę, że w jakimś stopniu Was zaciekawiłem. Tak wiele jeszcze jest do odkrycia i pokazania. Ile jeszcze Nasze miasto i jego dawni mieszkańcy kryją przed Nami tajemnic? Któż to może wiedzieć? 

  Przez kolejny rok będę nadal odkrywał różne ciekawostki związane z Naszą Małą Ojczyzną. 

    Okazję 1-szego Roku mojego Bloga postanowiłem uczcić butelką przedwojennego szampana (Carl Graeger Hochheim - firma istnieje do dnia dzisiejszego), który pochodzi z legendarnej karczmy Kasubowkiego z Postolina :-)



                      źródło: zbiory prywatne


Pozdrawiam: Łukasz Rzepczyński



piątek, 1 lutego 2013

Isakowitz -film pt. "Isakowitz-Erzwungene Wege" (2006). Cz.1


      

        W przedostatnim wpisie opisywałem Kaufhaus Sikorski / Fink. Trochę narzekałem, że znalazłem  mało materiałów źródłowych na ich temat. To w przypadku kolejnego właściciela kamienicy i sklepu odzieżowego przy Markt 11  Hermanna Isakowitza  jest  zupełnie odwrotnie. Oprócz wielu eksponatów ze swojej kolekcji udało mi się odnaleźć dużo ciekawostek o sklepie i rodzinie Isakowitz. Między innymi unikatowe zdjęcia sklepu i kamienicy, na zewnątrz jak i wewnątrz. Ale największe wrażenie zrobiło na mnie poznanie losów synów Hermanna; Georga  i Erwina oraz ich potomków.

      Podczas szukania materiałów o rodzinie Isakowitz  natknąłem się na bardzo interesujące źródło. Odnalazłem ciekawą stronę arkonafilm, której właścicielem jest bardzo miły i życzliwy człowiek, reżyser i scenarzysta Michael Majerski. 



Michael Majerski  reżyser i scenarzysta, urodzony  1948 roku  w Polanicy Zdroju (na Śląsku).
W 1978 roku wyemigrował wraz z rodziną do Niemiec. 
Studiował w słynnej Szkole Filmowej w Łodzi.
W Niemczech pracował dla telewizji NDR i ZDF.
Od 2005 roku  nagrywa  filmy dokumentalne na byłych terenach niemieckich w Polsce.
Obecnie mieszka w Berlinie.


   Jednym z jego filmów, które nakręcił jest film pod tytułem Isakowitz-Erzwungene Wege (2006). Głównym bohaterem jest Georg, syn Hermanna  Isakowitza. Film obrazuje przyjazd po 70-ciu latach rozłąki z jego miastem rodzinnym (Marienwerder).

Dzięki uprzejmości Pana Michaela Majerskiego jestem posiadaczem oryginalnej płyty CD poniższego filmu, który został niedawno udostępniony na jego stronie oraz youtube



źródło: zbiory prywatne


źródło: zbiory prywatne



Warto dodać, iż film był prezentowany na wielu specjalnych pokazach oraz wystawach, między innymi Erzwungene Wege i Heimat Weh w Berlinie.


Zapraszam na Film :-)




Dzięki bardzo mozolnej pracy Kasi Wojciechowskiej (tłumacz przysięgły języka niemieckiego) mamy możliwość minuta po minucie przeczytać tłumaczenie powyższego filmu :-)

Tłumaczenie:

Wymuszone drogi

Jako chłopak grałem na koncercie fortepianowym w Konigsberg (Królewcu). Koncert odbywał się w gimnazjum katolickim. Grałem utwór Bacha.
[Pojawia się napis] Georg Isakowitz żyje w Buenos Aires
Wtedy weszło kilku młodych ludzi z Hitlerjugend. Kazali mi przestać grać. Jednak byłem tak pogrążony w muzyce, że ich nie usłyszałem. Nic nie słyszałem. Sala była pełna ludzi. Zauważyłem ich dopiero wtedy, gdy spuścili mi pokrywę klawiatury na ręce. Byłem przerażony tym, co się stało. Odczułem ból. Zobaczyłem wtedy, że nikt z sali nic nie powiedział. Byłem zdziwiony tym, co się działo. Przestraszyłem się, wstałem i uciekłem.
Myślę, że to był czwartek. Był już wieczór, pora kolacji, a ja przyszedłem z płaczem do domu. Rodzice pytali, co się ze mną dzieje. Co ja miałem im powiedzieć ? Po prostu: muszę stąd zniknąć, muszę stąd zniknąć.

[ 03.01 min ] Nie chciałem mówić. Nie mogłem w ogóle mówić. Mój tata próbował mnie przekonać, moja mama też. A ja nie mogłem nic więcej powiedzieć. Chciałem zniknąć. Chciałem wyjechać z Niemiec.
Możliwe, że już wcześniej w szkole byłem prześladowany jako Żyd. I to było też później przyczyną opuszczenia gimnazjum. Byłem bardzo zainteresowany wyjazdem stąd. Chciałem po prostu stąd wyjechać.

[03.38 min] I udało mi się. Dostałem zezwolenie na pracę w Argentynie jako rolnik. I tego dnia, w którym dostałem to zezwolenie, mama powiedziała do mnie: Ja tego nie przeżyję. Byłem chłopcem. Śmiałem się z tego. Tego samego dnia, mama dostała udaru mózgu i umarła. Została pochowana w Kwidzynie. Z rozpaczy zacząłem pakować moją walizkę, a tata mi w tym pomagał. Właściwie nic nie chciałem brać. I wtedy się zaczęło.

[04:32 min] Mój tata, jak to dobry tata, przygotował mi skrzynkę z wieloma rzeczami, które miałem wziąć ze sobą do Argentyny. Była w niej kurtka skórzana, ciepłe ubrania, bielizna, mała maszyna do pisania Continental, aparat fotograficzny Leica,  złoty zegarek. To wszystko było dla mnie mało ważne. Chciałem po prostu stąd wyjechać.

[05:01 min] Skrzynka była gotowa. Zanim mama umarła, schowała, bez mojej wiedzy,  po  dwie złote monety warte 20 DM do moich skarpetek. Dotarłem w końcu do Hamburga do portu. Zarezerwowałem sobie miejsce na statku Cairo Ellen. Miałem przy sobie bilet pasażerski, paszport, zezwolenie na emigracje. W Hamburgu, w porcie skontrolowano moją skrzynkę. I wtedy celnicy znaleźli te 20 DM. Dwie monety warte 20 DM. Wtedy było to przestępstwo dewizowe.

[05:50 min] Zostałem natychmiast aresztowany. Mój tata również. Stał wtedy przy kei. On to zrobił. I on został także aresztowany. Dostałem się do więzienia w Hamburgu w Fuhlsbüttel.  Ale w więzieniu w Fuhlsbüttel byłem z powodu przestępstwa dewizowego, a nie dlatego, że byłem Żydem.

[06:25 min] Urzędnik, który miał sprawować nade mną opiekę, bardzo mi dokuczał. Chciał mnie zaatakować. Zacząłem krzyczeć i się bronić. Pobił mnie. Dostałem w głowę. Tego nigdy nie zapomnę. To był paskudny cios w głowę. Potem musiałem zostać operowany. Po dwóch dniach przyszedł ponownie i powiedział mi: Ty jesteś idiotą, ja nic od ciebie nie chce. I znowu zaczął mnie atakować. Złapał mnie za rękę między kratami i mi ją złamał.

[07:23 min] Do dnia dzisiejszego jest złamana. Nigdy nie została wyleczona.
Na tym się skończyło. Miałem spokój. Próbowałem poskarżyć się na tego urzędnika, ale nic to nie dało. Chciałem iść obierać kartofle, żeby wychodzić z celi, która miała 2m na 2m. Ale nie pozwolili mi jej opuścić. Nigdy nie dowiedziałem się, dlaczego. Chciałem wyjść, ale nawet nie mogłem iść na spacer. Dopiero pod koniec udało mi się kilka razy wyjść i wtedy obierałem kartofle.

[08:00 min] Po upływie 9 lub 12 miesięcy przyszedł do zakładu karnego przyjaciel mojego taty, adwokat z Hamburga. Był to adwokat kościelny. Nazywał się dr Berent. Nigdy go nie zapomnę. Przyszedł rano do więzienia, ok. godz. 7 i powiedział mi: „Dzisiaj wyjdziesz na wolność, wygrałeś wszystkie trzy procesy, jeden w Hamburgu, jeden w Berlinie i jeden w Kwidzynie. Wszędzie cię uniewinniono i dziś w południe będziesz wolny. Ale radzę ci, nie wracaj do domu do Kwidzyna, bo następnego dnia od razu wywiozą cie do obozu koncentracyjnego. Co mam ci poradzić ? Mam tu paszport dla ciebie”. Dał mi mój paszport, który wcześniej posiadałem. Dam ci 20 marek i bilet do Argentyny, w ten sposób uratujesz swoje życie. W przeciwnym razie jutro cię zamordują. Zaakceptowałem to.

[09:23 min] O godzinie 9 wyciągnął mnie z więzienia i przenocował u pewnej pani w Hamburgu. Pamiętam, że pani ta ukryła mnie na strychu pod samym dachem. Ta pani nazywała się Abarbarell. Potem próbowałem ją odnaleźć. Ale dziś są już tylko jej wnuki i ci nic o niej nie wiedzą. Nocowałem u tej pani na najwyższym piętrze tylko jedną noc. Strasznie się bałem. Ze strachu zasikałem prześcieradło. Wstyd mi było z tego powodu, więc rozłożyłem je na dachu na zewnątrz, żeby wyschło. Pani zobaczyła je z dołu i nakrzyczała na mnie, że teraz wszyscy wiedzą, że tu jestem. Musiałem potem spać na mokrym prześcieradle.

[10:30 min] Następnego dnia odebrał mnie dr Berent i zabrał do portu. Wsiadłem na statek na najniższy pokład. Było tam wielu emigrantów z Polski.

[10:45 min] Nie potrafiłem sobie wyobrazić, dokąd jadę. Nie wiedziałem, gdzie jest Argentyna i co to jest Argentyna. Nie miałem bladego pojęcia, gdzie w ogóle ona leży. Gdyby mnie wysyłali do Szanghaju lub do Azji Południowej lub do Rosji, to też bym pojechał. Gdziekolwiek, byle nie zostać w Niemczech. Był to jedyny kraj, który wtedy chciał dać mi schronienie. Musiałem się zobowiązać do pracy w rolnictwie.

[11:30 min] Rok straciłem w więzieniu. Kiedy adwokat po raz drugi zawiózł mnie na statek i kiedy dotarłem do Argentyny, byłem już małoletni. Nie miałem żadnych dokumentów ani pieniędzy. Nie umiałem ani jednego słowo po hiszpańsku, chcieli mnie z powrotem wysłać do Niemiec.

[11:55 min] Byłem wtedy w hotelu Emigracji. Spali tam na podłodze na kafelkach Polacy, a ja razem z nimi na tej podłodze, z mężczyznami, dzieci i kobietami. Dostawaliśmy jedzenie. I tak było przez 3, 4 tygodnie. Nie wiem, dlaczego byli tam Polacy i co się z nimi potem stało. Tam się rozchorowałem.

[12:28 min] To był bardzo ciężki przypadek anginy. Straciłem przytomność i ocknąłem się dopiero w szpitalu w Buenos Aires. Jak tylko zobaczyłem, gdzie jestem, chwyciłem za mój worek, który był przy mnie i uciekłem. Pogubiłem się tam, zbiegłem do dół. Biegłem przed siebie, byle uciec. A to było niebezpieczne, gdyż byłem tam nielegalnie, nie miałem żadnych dokumentów. Nie widziałem żadnych policjantów, ale strasznie się bałem. Schowałem się. Przez przypadek dotarłem do miejsca, z którego wysłano mnie na wieś.

[13:15 min] Tam się ukryłem. Pracowałem na roli. Musiałem wykonywać ciężkie prace rolnicze. Miałem delikatne ręce, a musiałem kopać ziemię, itd. Byłem pianistą, a musiałem kopać ziemię. Na początku było trochę ciężko, ale byłem zadowolony, że żyłem. Najważniejsze, że uratowałem sobie życie, wszystko inne było nieważne. Mogłem robić cokolwiek. I tak pracowałem. Kopałem rowy melioracyjne, piłem mate (herbata paragwajska) z argentyńskimi pracownikami, prostymi ludźmi z jednego bidona, z jednej słomki. I powoli się do tego przyzwyczajałem.

[14:17 min] Pracowałem tak pięć lat. Wypracowałem sobie zawód rolnika. Powoli stałem się też przełożonym. Przeniesiono mnie do innej posiadłości. Potem byłem administratorem posiadłości należącej do pianisty Bachhaus w Zipoletta w Agentynie. Ten człowiek poznał mnie i zatrudnił. Miałem kilku pracowników pod sobą. Miałem swój mały pokój, własne łóżko. Nie było wprawdzie wody, ogrzewania, prysznica. Ale byłem zadowolony, że mam własne łóżko, własny pokój. I tak  sobie pracowałem na roli.

[15:17 min] Musiałem bardzo ciężko pracować. Z pracy na roli przeniosłem się do odlewni.
Moje życie składa się z samych przypadków. W moim życiu były zawsze przypadki, które w jakiś sposób po kolei  poprawiały standard mojego życia, od samego początku. Na samym początku zarabiałem w Argentynie 10 pesos miesięcznie. Pracowałem od świtu do zmierzchu. 10 pesos to było około 15 eurocentów.

[15:58 min] Pewnego dnia odszedłem z roli i pojechałem do miasta Cordoba w Argentynie. I tu muszę opowiedzieć o pewnym wydarzeniu. Byłem wtedy młodym chłopakiem. Przez 9 lat jeździłem rowem do Gdańska, do Sopotu, żeby posłuchać koncertu leśnego. Nie miałem pieniędzy. Stałem na brzegu górnej sceny i słuchałem kawałku „Tanhose”. Byłem zachwycony tą muzyką. Z tą muzyką czułem się jak w siódmym niebie. Obok mnie stał chłopak, z którym się zaprzyjaźniłem. Nazywał się Mendelsohn. Widziałem go potem jeszcze raz w Gdańsku. Nasze drogi się rozeszły.

[16:55 min] 20 lat później szedłem ulicą w mieście Cordoba, szukałem pracy, bo nie miałem nic do jedzenie i nic do picia.  I nagle mówi do mnie młody chłopak w moim wieku: Znam cię przecież. A ja powiedziałem: Ale ja ciebie nie znam. Wtedy powiedział do mnie po niemiecku: Ty jesteś Isakowitz. Tak, to ja – powiedziałem. A kto ty jesteś? Ja jestem Mendelson z Gdańska. Byliśmy kiedyś razem na koncercie leśnym.

[17:24 min] No tak. Co ty robisz tutaj? A co ty robisz tutaj? Powiedziałem mu wtedy: Szukam pracy. Nie wiem, co mam robić. Nie mam pieniędzy.  Nie ma nic. Wtedy on powiedział: Wiesz co, jestem szefem w firmie metalowej w Buenos Aires, która przetapia cynę z Boliwii. To duża firma. Ja cię zatrudnię jako pracownika. Musisz wypracować sobie swoją pozycję. Dam ci pracę. Nie pomogę ci, ale dam ci pracę. To już coś. Zgodziłem się.

[17:56 min] Pojechałem z nim do Buenos Aires. Zatrudnił mnie jako pracownika. Mało zarabiałem. Musiałem sortować klasy metaliczne. Były to metale ciężkie, takie jak brąz, miedź i inne.  Musiałem je najpierw sortować, a następnie wynosić. Worki miały po 50 kg. Zniszczyłem sobie  przez to moją skórzaną kurtę na plecach, którą przywiozłem z domu.

[18:24 min] Pracowałem tam. Ale chciałem trochę więcej zarabiać i dlatego wysłano mnie do odlewni ołowiu. Odlewałem więc ołów. Ołów jest toksyczny, a ja nie byłem zbyt silny, raczej delikatny. Szybko dostałem ołowicy i  musiałem zrezygnować z tego stanowiska. I wtedy mój przyjaciel powiedział: Ok, pracowałeś tam wystarczająco długo. Teraz będziesz pracował w biurze.
Czyli znowu przypadek odegrał dużą rolę.

[19:09 min] Zacząłem pracę w biurze. Nigdy wcześniej nie miałem do czynienia z księgowością i tym podobnymi sprawami. Ale pokazano mi jak to robić. Pomógł mi szef z działu ksiąg ….
- Ale mogłeś przecież mieć lepsze wykształcenie ?
- Tak, mogłem mieć lepsze wykształcenie, mogłem zostać lekarzem,  wirtuozem, muzykiem lub kim innym.
- Ale …
Ale przypadek chciał, żebym był tym, kim jestem. Ale też jestem szczęśliwy.

[19:46 min] Kwidzyn , Polska 2006

[19:55 min] Przyjechałem tu do Polski, do Kwidzyna. Pierwsze, co rzucam mi się w oczy, to to, że wszędzie są polskie napisy i że mówi się tu po polsku. Znam Kwidzyn z lat dzieciństwa. Mówiono tu wtedy tylko po niemiecku. Szyldy były po niemiecku. Nie było innych niż niemieckie.

[20:20 min] W czasie mojego dzieciństwa przyszli do miasta rosyjscy rolnicy i kazali ubrać się w sklepie mojego ojca. Ponieważ moja mama była dobra matką, dobra obywatelką, litowała się nad biednymi rolnikami. Nie mieli pieniędzy, żeby kupić sobie spodnie i garnitury, więc dała je im za darmo. Mój tata był sprzedawcą i bardzo się denerwował. Kasa była wieczorem pusta. Ale polscy rolnicy byli zadowoleni. Byli bardzo szczęśliwi. Moja mama była też szczęśliwa.

[21:05 min] Niestety rok 1932 utkwił mi w pamięci. Ci sami polscy pracownicy, rolnicy i młodzi ludzie stali przed drzwiami naszego sklepu i mówili: Nie kupujcie u tego Żyda ! I to pamiętam jako dziecko. I od tego czasu zacząłem myśleć, że chcę stąd wyjechać, że chce wyjechać z Niemiec. To był początek, powód. Na moją decyzję wpłynęło wszystko razem.

[21:43 min] 
- To było zapewne trudne. Polacy byli wrogami i Niemcy byli wrogami.
- Tak, na koniec wszyscy byli wrogami. Byliśmy otoczeni przez wrogów. Ci rolnicy, tego nie potrafię zrozumieć. Jako dziecko zapytałem jednego z ich, który rozumiał niemiecki: Dlaczego to robisz? 
- Ponieważ ty jesteś Żydem. No tak, to było dla mnie wszystko.

[22:12 min] Przyjechałem do Gdańska ze strachem. Bałem się Polaków.  Jako dziecko doświadczyłem, że Polacy nas oszukiwali. Ubierali się w sklepie u mojej mamy, a mojego tatę wyzywali od Żydów. Właściwie byłem przeciw Polakom. Polacy byli według mnie złymi ludźmi.

[22:47 min] Przyjechałem do Gdańska i zauważyłem, że Polacy to jednak dobrzy, przyzwoici i normalni ludzie. Albo jest to nowa generacja, albo zawsze byli dobrymi ludźmi. W każdym razie widzę, że Polacy są przyzwoici, że to normalni ludzie. I wcale się nie zgadza, że kradną, że są niebezpieczni, jak mi to opowiadano.

[23:18 min] Przyjeżdżam do Kwidzyna i widzę, że to jest już całkiem inne miasto. Nie mogę go rozpoznać.

[23:40 min] To jest moje miasto rodzinne. Tu się urodziłem, tu żyłem, uczyłem się. Chętnie był tu pozostał.

[24:05 min] Całe miasto wygląda zupełnie inaczej.

[24:15 min] Rozpoznałem moje gimnazjum, plac, przy którym kiedyś stały nasze budynki. Ale to już jest inne miasto. Zupełnie inne, niż było, niż je pamiętam. Wtedy było 15 tys. mieszkańców. Dziś jest, jak myślę, ponad 30 tys. Stało się małym miastem, wtedy było miastem prowincjonalnym.

[24: 56 min] Jeśli się nie mylę, to nasz dom stał tutaj, gdzie teraz stoi ten nowy dom. Był on za katedrą. Myślę, musiałbym się bardzo mylić, gdyby było inaczej, ratusz stał na środku, a nasz dom stał dokładnie przed ratuszem. Tylna strona naszego domu wychodziła wprost na katedrę. Zdjęcie domu mam do dzisiaj. Przednia strona domu wychodziła na ratusz. Nasze pokoje były na ostatnim piętrze, mój pokój był też na ostatnim piętrze, mieszkałem w nim razem z bratem.

[25:35 min] A te mury tutaj są według mnie murami naszego domu. Jestem tego pewien. Nie może być inaczej, ponieważ za domem były pokoje wychodzące na katedrę. Był jeden pokój. Mam nawet jeszcze zdjęcia. Było też podwórko. Prawdopodobnie, to było tu. A z tyłu były małe drzwi, które wychodziły prosto na katedrę.

[26:09 min] A tu, dookoła placu były same sklepy. I tego, co teraz tam stoi, nie było. Za to trochę dalej były sklepy. Tam była apteka, optyk i tak dalej, dookoła. Wszystko, co tu widzimy, te gruzy, to szczątki domów. Tam stał dom, w którym sprzedawano konfekcję. Był to sklep rodziny Lewinski, a tu była znowu apteka Adlera. Dookoła było pełno domów. A ratusz stał dokładnie w środku. W górnej części ratusza była wieża z zegarem, który pokazywał dokładną godzinę.

[27:10 min] Mój pokój był na najwyższym piętrze. Był to budynek trzypiętrowy. Mój pokój dzieliłem razem z bratem. Na dole miałem pokój do muzyki. Na parterze był sklep mojego taty, a nad nim mieszkanie, a w mieszkaniu mój pokój do muzyki z moim fortepianem. A to pokój moich sióstr, które dziś już nie żyją.

[28:07 min] 
- Co to właściwie za uczucie być tutaj ponownie ?
- Ogromne emocje, jestem głęboko wzruszony. Jestem trochę zdenerwowany. Stoję przed domem, w którym mieszkałem i w którym się urodziłem. Spędziłem tu całą moją młodość. To ogromne uczucie. Nigdy bym nie pomyślał, że będę to tak pamiętał. Myślałem, że tego miejsca nie rozpoznam, ale jestem w 100% pewny, że to jest to.

[28:55 min] Tak to jest. Tu spędziłem swoją młodość. I tu graliśmy. Mieliśmy przyjaciół, wśród dzieci państwa Lewinski. Wszyscy byliśmy zaprzyjaźnieni. Tu był jubiler, który nazywał się Schmoll. Tam miał też sklep o nazwie Schmoll.
Czy możemy tam podejść?
Tak możemy tam podejść. To było za tym domem. Tego domu w ogóle tu nie było. W miejscu tych bloków były same budynki ze sklepami. Dookoła ratusza wszędzie były sklepy aż do tego muru, który tam widać.

[29:55 min] Tam był sklep krawiecki, sklep z futrami … sklep przy sklepie, wszędzie były same sklepy. Tego domu w ogóle sobie nie przypominam. Możliwe, że tam był. Na pewno był w nim jakiś sklep. Prawdopodobnie miał wejście i okna też na tą stronę. Jak widać cała ta ściana jest zamurowana. Budynek ten zapewne należał do sklepu.

[30:35 min] A tu mieliśmy podwórko. Na nim był mój królik i nasze trzy psy. Tam się bawiliśmy jako dzieci. Tam mieszkaliśmy.
- Teraz grają tu inne dzieci.
- Tak, teraz grają tu inne dzieci.

[31:12 min] A te mury, które tu widzimy, to do nich dochodziły wszystkie sklepy rodziny Lewinskich. Tu się zaczynały. A to są pozostałości po tych sklepach. Tu był na pewno sklep Lewinskich. Tu były same sklepy.
- Co się stało z Lewinskim?

[31:40 min] Lewinski został także zamordowany. Córka żyje w Kanadzie albo gdzieś w Australii. A syn w Izraelu z tego, co wiem.
- Czy macie jakiś kontakt?
- Nie, nie mamy. Wcześniej mieliśmy kontakt, ale już od dłuższego czasu się nie kontaktowaliśmy. Dziś wszyscy mamy swoje rodziny, swoje kłopoty.

[32:12 min] A ta katedra jest taka sama, jak w moich wspomnieniach i jaką nigdy w życiu nie zapomnę. Obraz, który zawsze miałem przy sobie, to obraz katedry i Kwidzyna. Jak tylko na niego spoglądałem, to zawsze myślałem o moim domu, o miejscu, gdzie się urodziłem. Tu była moja ojczyzna. To ciągle jest moja ojczyzna.

[33:00 min] To jest moje gimnazjum. Ostatni raz byłem tutaj w roku 1934 albo 1935. Ówczesny dyrektor chciał bardzo, żebym zrobił maturę w tej szkole. Jednak ja chciałem odejść. Potem on przyszedł do mnie i powiedział: Niestety nie możemy pozwolić ci zdawać matury w tej szkole. Oni nie chcą, żeby Żydzi mieli taką możliwość. I wtedy odszedłem. Przeniosłem się na krótki czas do szkoły handlowej. A potem wyjechałem z Niemiec. Jednak tutaj uczyłem się aż do klasy maturalnej. To było bardzo ładne gimnazjum. Nie pamiętam, żebym był prześladowany kiedykolwiek przez uczniów w tym czasie. Wiem, żeby robiono aluzje do Żydów, ale nie były one kierowane bezpośrednio do mnie. Właściwie chciałem odejść dopiero wtedy, gdy zauważyłem, że nie jestem już mile widziany w tej szkole jako uczeń. Ale było przede mną dwóch czy trzech Żydów, którzy wcześniej opuścili tą szkołę. Ja odszedłem za nimi. Chciałem najpierw zrobić maturę i od razu odejść, ale nie udało mi się niestety tego zrobić. I tak to było.

[34:45 min ] 
- Czy możemy wejść od środka?
- Tak, oczywiście.
Było dokładnie tak samo. Tu były klasy. A to była aula. To była moja aula. Te drzwi też tam wtedy były. Ten widok z okna też jest mi dobrze znany. Wtedy nie było samochodów. Tak, to był ten widok. To była moja szkoła. Dokładnie tak. Często patrzyłem tak przez okno i nie uważałem, co mówi nauczyciel. Robiliśmy sobie żarty jako chłopcy.

[36:25 min] Na rok czasu poszedłem do szkoły handlowej, bo nie mogłem zrobić tu matury. Goerdeler był burmistrzem miasta, ale walczył z przeciwnościami losu. Został zamordowany, gdyż wystąpił przeciw Hitlerowi. Dr Bruno Schuhmacher został dyrektorem gimnazjum w 1922. I ten sam Schumacher wyrzucił mnie ze szkoły. Bardzo chciał, żebym ukończył szkołę, ale pouczył mnie mówiąc, że i tak mi nie pozwolą. On mnie nie wyrzucił. Wręcz przeciwnie, chciał żebym zrobił maturę. Myślę, że mnie lubił.

[37:35 min] Rok 1933. Same swastyki.
[38:00 min] W tym miejscu zaczęło się zawieszanie obrazów z Hitlerem.
- Czy był pan jedynym Żydem w klasie?
- Było jeszcze dwóch innych, ale ci odeszli ze szkoły wcześniej. Ja odszedłem ostatni, bo za wszelka cenę chciałem zrobić maturę. Ale dyrektor Schumacher powiedział mi: Przykro mi, ale ci nie wolno. Lepiej idź do szkoły handlowej. No to poszedłem do szkoły handlowej.
- Czy dyrektor powiedział dlaczego?
- Powiedział, że to nie jest dobre dla mnie, i dla niego też nie.
- Mówił coś o Żydach ?
- Tak, mówił o moim żydowskiej wierze. I lepiej, żebym odszedł. I odszedłem.
- Czułeś się zapewne odrzucony?
- Tak, wiedziałem, że tak może być. Ale za wszelką cenę chciałem ukończyć szkołę i wtedy wyjechać. Jednak się nie udało. Wtedy całe moje życie się straciło sens. Poza graniem na pianinie przepadło wszystko. Chciałem studiować, ale nie mogłem. Tak mi się to życie ułożyło.
- Czy uczniowie jakoś na to reagowali?
- Uczniowie w ogóle się do w to nie mieszali. Od czasu do czasu wyzywali mnie od Żydów. Ale jednym uchem mi to wchodziło, a drugim wychodziło. Nie byłem w stanie reagować na to wszystko. Nie wiedziałem, co mogłoby lub mogło się wydarzyć. Byłem praktycznie dzieckiem, młodym chłopakiem. A tu pewnego dnia uświadamia się człowiekowi siłą, że ma się stąd wynosić do innego kraju.

[40:00 min] To było w 1935, 1965, 1970, 1935, 1965 jak tu byłem. Trzy generacje.  Ten orzeł. Może dobrze, że wisi tak wysoko. To dobrze. W każdym razie  trzeba poznać swoją historię.

[40:58 min] Nie uważam, żeby moje życie przeminęło gdzieś obok mnie. Myślę, że przeżyłem każdy dzień mojego życia. Każdego dnia byłem zadowolony. Rano otwieram okno i mówię sobie: Jak to dobrze, że żyję. Moje życie nie przeminęło.

[41:22 min] Smutno mi tylko, że mojego tatę aresztowano i źle go traktowano. Jak wrócił do domu, musiał oddać sklep w Kwidzynie swoim pracownikom. Zapakował swojego Feuerbacha i swoje obrazy, swoje rzeczy wartościowe, zbiory sztuki i zbiory książek i zabrał je do Berlina. W Berlinie wynajął mieszkanie 2-pokojowe. Zabrał też mój fortepian. Mieszkał na Johannes Georg Strasse na Kurfürstendamm. Tam miał swoje mieszkanie 2-pokojowe. Tego domu już nie ma. Wszystko mu stamtąd prawdopodobnie zabrano. Myślę, że wysłał coś do Londynu. Mówi się teraz, że mój najlepszy fortepian jest w Londynie. Został jednak normalnie sprzedany z pokwitowaniem zapłaty i wszystkim, co trzeba. A Feuerbacha i obrazy szukam do dziś. Muszą gdzieś być może w muzeum. A inne rzeczy wartościowe ukradli naziści. Mój tata prawdopodobnie schował się w innej dzielnicy miasta w Kreuzberg. Na Kreuzbergstrasse znajduje się księga pamiątkowa, w której jest informacja, że 7 Isakowitzów z mojej rodziny zostało stamtąd zabranych do Oświęcimia i tam ich spalono. W tej księdze pamiątkowej jest informacja, że mój tata na koniec mieszkał na ulicy Kreuzbergstrasse. Prawdopodobnie ukrywał się, jednak mimo to został znaleziony i zagazowany.

[43:38 min] Z Isakowitzów, którzy mieszkali tu w Berlinie, nikt nie przeżył. Dwóch było dentystami, jeden uciekł do Londynu i uratował sobie życie, a pozostałych 7 spokrewnionych ze mną Isakowitzów łącznie z moim tatą zabrano do Oświęcimia.

[44:00 min] W księdze jest informacja, że zabrano go do Oświęcimia i spalono, ale inni mówią, że zabrano go do Polski. Właściwie nie wiadomo. W każdym razie wyniszczono całą moją rodzinę.

[44:19 min] Dzisiaj koło się zamknęło. Kiedy dziś tu jechałem autobusem, tak sobie pomyślałem, że teraz koło się zamyka. Teraz wracam do mojej ojczyzny. Teraz jestem tu, gdzie byłem. I jestem dokładnie w miejscu, gdzie zatacza się koło. Ciekawe, co dalej? Jestem szczęśliwy, że jestem tutaj, że tu przyjechałem. Nigdy nie oczekiwałem, że znajdę pozostałości po tym, co było. I jestem zadowolony, że mogę tu siedzieć i opowiadać. I, że w ogóle mam odwagę, dziś siedzieć w Berlinie.

[45:19 min] Także Niemcy całkiem wbrew moim odczuciom …. nigdy nie chciałem wracać do Niemiec. Ale teraz widzę, że w Niemczech jest trzecia generacja, która jest zupełnie inna. To są inni ludzie. Wiele rzeczy zdarzyło mi się w Niemczech, w Berlinie. Wszedłem do domu, gdzie mnie mile powitano. Szukałem mieszkania mojego taty. Wszyscy witali mnie, brali w ramiona. Ściskali mnie, żeby mi pokazać … gdzie mógł prawdopodobnie mieszkać mój tata. Pokazali mi plany domu. Ludzie się zmienili. To działa na mnie uspokajająco. To dobra przemiana, dobra duchowa zmiana. Niemcy widzą dzisiaj, że dzieci tych Niemców lub nawet ich wnuki muszą dziś oglądać to, co  ich dziadkowie zrobili i jakich okropnych rzeczy się dopuścili w czasie wojny, chyba z czystej … właściwie nie wiadomo, dlaczego to zrobili. Jest to dowód na to, że nie ma granicy dla ludzkiej brutalności.

[46:55 min] Myślę, że nie należy wspominać tego, co się stało. Można zapomnieć, można wybaczyć. Nie, nie można zapomnieć. Ja nie mogę zapomnieć. Który z ludzi mógłby zapomnieć o tym, że zabili mu ojca. Jak może o tym zapomnieć. Ale próbuję o tym nie myśleć. Jestem zaszokowany, gdy słyszę o ludziach z Niemiec, którzy jeszcze dzisiaj bronią spraw nazistów. Nie umiem tego zmienić. Nowa generacja musi się z tym jakoś rozprawić.

[47:47 min] Ale ja jestem szczęśliwy, że mogę tu siedzieć w Kwidzynie i opowiadać moją historię.

[48:01 min] Tekst:
Georg Isakowitz mógł po ponad 70-ciu latach odwiedzić swoje miasto rodzinne, które w wyniku działań drugiej wojny światowej znalazło się w granicach Polski i dziś nazywa się Kwidzyn. 



Pomimo sędziwego wieku Pan Georg ma nawet konto na Facebook-u :-) lubi bardzo podróże, obecnie mieszka w Argentynie (Buenos Aires).


P.S.  Składam serdeczne podziękowania Panu Michaeolwi Majerskiemu za podarowanie mi filmu, oraz zgodę na jego publiczną projekcję w Kwidzynie. 


c.d.n.